Second-hand, love it!





Second-hand, odzież na wagę, szmateks, lumpeks - spotkaliście się już kiedyś z tymi określeniami? Ja tak  i szczerze, moje ulubione sformułowanie jest trochę może nieadekwatne, trochę górnolotne, ale toż to  kraina mlekiem i miodem płynąca.
Nie oszukujmy się, ale żeby zostać „szperaczami” trzeba mieć predyspozycje ,  bo nie dość, że trzeba się nachodzić, naszukać, to jeszcze nigdy nie wiadomo czy akurat na coś ciekawego trafimy. Dużo zależy niestety od szczęścia, zawsze ktoś może być bardziej zdeterminowany od nas i przyjść godzinę przed otwarciem sklepu (chociaż dla mnie to już przesada), albo po prostu znać ciekawsze miejsca, tak zwane pewniaki, gdzie na 90% możemy się spodziewać, że nie wyjdziemy z pustymi rękami.

Ceny w naszych kochanych lumpexach wahają się w zależności od miejsca ich położenia, czyli im bliżej centrum, tym drożej. Oczywiście w „sieciówkach” ceny wszędzie są takie same -  w granicach 60-79 zł za kilogram. Możemy znaleźć też prywatne second-handy, gdzie ceny są bardzo przyzwoite i za niewielka kwotę wyjdziemy obładowani zakupami J
Pamiętajcie kochani, że zawsze możecie negocjować cenę! Macie większe szanse, gdy np. brakuje guzika czy suwak jest  popsuty,  albo bierzecie większą ilość ubrań. Jeżeli dopiero w domu zauważycie defekt kupionego ubrania, możecie śmiało zgłosić reklamację i wymienić rzecz na pełnowartościową.

Doświadczony szperacz wie także, że na łowy nie może wybrać się bez gotówki, bo tylko taka forma zapłaty jest akceptowana ( przynajmniej jedynie z nią się spotkałam). Dobra rada-  zachowajcie zimną krew i logiczną analizę sytuacji! W ferworze zakupów zadajmy sobie podstawowe pytanie: czy chcemy tę bluzkę, bo NAPRAWDĘ nam się podoba? Czy akurat gorączka tanich ciuchów nas dopadła i bierzemy, bo tanio? Nie raz wracałam do domu z ubraniami, które później zalegały u mnie w szafie i nigdy ich nie założyłam. Więc albo coś was chwyci za serce i bierzecie, albo lepiej odejść i dalej szukać jakiegoś skarbu.

A jeżeli już o skarbach mowa, to co  najcenniejszego udało wam się złowić? Ileż to razy słyszałam historie o zakupionych za grosze firmowych ubraniach, takich rzeczywiście z wyższej półki, np. Versace czy Prada. Osobiście nigdy się nic takiego nie  zdarzyło,  ale mam w  szafie bezmetkowe perełki, które zachwycają  indywidualnością i mając je na sobie jestem pewna, że nikogo nie spotkam na ulicy w czymś podobnym.

Jeżeli się chcecie dowiedzieć, w którym secon-handzie się najlepiej zaopatrzyć zapraszam za tydzień na kolejną część relacji 

Poniżej cała stylizacja z second-hand :)






Autorka: LokoCoco (Agnieszka Włodkowska)

1 komentarz:

  1. Mam całą masę perełek z sh i przekonałam do kupowania w nich wiele osób :)

    OdpowiedzUsuń