“...Życie nie tylko po to jest, by brać...”


Piosenka Stanisława Soyki “Tolerancja” jest kwintesencją tego, co chcemy Wam przekazać,
tworząc naszą kampanię. Wybitny artysta ujął w krótkim tekście meritum sprawy, więc niech od
dziś stanie się naszym motto! W ostatnich publikacjach skupiałam się na jednym przejawie
braku tolerancji, na homofobii. Dzisiaj chcę otworzyć drzwi do kolejnych przestrzeni tego
zjawiska. I przedstawić z zupełnie innej strony. Problem nie tkwi tylko w prześladowaniach
mniejszości społecznych. Czasami cichy komentarz czy drobne spojrzenie mogą być
krzywdzące.
Ostatnie pogodne dni wprawiały nas wszystkich w dobre nastroje. Ja poczułam się totalnie
beztrosko, obowiązki przestały być obowiązkami, ponieważ otaczająca aura dodawała zapału
do pracy, rysowała uśmiechy na twarzach i rozbudzała nas z zimowego snu. Z tą beztroską,
uśmiechem na twarzy i pełnią energii wyszłam z pracy. Jak zwykle wsiadłam do tramwaju,
biegnąc myślami w stronę popołudniowych planów i pysznego obiadu. I oto jestem świadkiem
sytuacji, siedzi dziewczyna i płacze. A płacz ten aż rozdziera, świdruje w sercu. Pomiędzy
szlochem i niepowstrzymalnym łkaniem zbiera resztki sił, żeby tę frustrację wyładować na
swoim chłopaku. Po chwili dostrzegam, że obok stoi wózek inwalidzki. Szybka kalkulacja w
mojej głowie. Tramwaj, do którego, jak po drabinie się trzeba wspinać. Dziewczyna ze
szlochem, który stara się stłumić chowając twarz w bluzę. Wózek. Kalkulacja przerwana, bo
słyszę zaraz, kolejną falę bólu... Płynąc na tej fali, ona stara się wytłumaczyć temu chłopakowi o
co jej chodzi, że nie ma nogi, siedzi na tym piekielnym wózku, podjeżdża tramwaj, a on jej każe
wsiadać... Bo po co tracić czas i czekać na kolejny, który będzie przystosowany dla osób
niepełnosprawnych? Ja już przestałam zauważać to słońce i uśmiech też mi się zmazał. I
później się zastanawiałam jak to jest przechodzić taki okres w życiu, wyobrażałam to sobie.
Każdą, prostą, codzienną czynność wyobrażałam sobie z jakimś ubytkiem w moim ciele. Może
ktoś sobie pomyśli, że ta dziewczyna zrobiła scenę, że obwinia wszystkich wokół siebie, ale
proszę sobie tylko wyobrazić wykonywanie waszych codziennych czynności z jakąś
niedogodnością. Później sobie wyobraźcie, `że ta niedogodność jest waszą codziennością.
I teraz zrozumcie to co i ja zrozumiałam… Ta dziewczyna, to bohaterka. Sama przed sobą
powinna nią być i dla otoczenia również. Bo ta dziewczyna wsiadła do tego tramwaju, a potem
wysiadła z niego o własnych siłach. Ponosząc wielki koszt emocjonalny, bo obawa przed
upokorzeniem i ostrzałem współczujących spojrzeń była tak wielka. Potem zwyczajnie musiała
te emocje z siebie zrzucić, nie zastanawiając się już czy ktoś jest widzem. Możemy się tylko
domyślać jaki to wysiłek, z którym jej przyszło się mierzyć codziennie. Pewnie można się
nauczyć z tym żyć. Ale z tyłu głowy, czasami mruczy takie pytanie “dlaczego?”.
Zawsze kończę swoje teksty słowami, które brzmią jak apel… Niech i tym razem zabrzmi apel!
Jeśli macie tylko okazję, obdarzajcie takie osoby swoją tolerancją, wsparciem i uznaniem dla ich
bohaterstwa. Nie pozbawiajcie ich wyjątkowości, tylko uświadamiajcie im ją. Pomagajcie i
zarażajcie ich radością, jeśli tylko tego potrzebują, bo ”życie nie tylko po to jest, by brać Życie nie
po to, by bezczynnie trwać”. Mam nadzieję, że ten tekst będzie dla Was bodźcem i kolejnym
przystankiem na przemyślenia.

PS. Potraktujcie to jako zapowiedź kolejnego materiału :)



Autorka tekstu: Paulina Skerczyńska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz